Amelie
James odłożył słuchawkę. Po jego minie można było wywnioskować, że był przerażony.
Spojrzał na nas, a raczej na Jessice. Widać było,że mu się podoba, choć z miny Jess nie można było nic wywnioskować.
- Dobra, to co robimy? - zapytała Ash.
- Nie wiem o który magazyn chodzi, myślę że zadzwonię jeszcze raz i się sprecyzuje. - odezwał się James.
- Zamierzasz im to oddać? - zapytała Jess.
- Muszę jakoś odzyskać siostrę, to moja rodzina muszę ją chronić za wszelką cenę - odpowiedział marszcząc brwi.
- Jess, James ma rację - powiedziała Ash - Gdyby chodziło o kogoś z mojej rodziny,też bym się nie wahała.
-Jeśli tak bardzo zależy im na tych papierach, to musi to być coś ważnego, proponuję zrobić dla nich kopię, a oryginał zachować - stwierdziła Jess.
- James patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ona jakby tego nie zauważyła.
- Myślę, że to dobry pomysł-powiedziałam w końcu.
-Dobra chodźcie za mną do biura.Wstałyśmy z czarnej, skórzanej kanapy i poszłyśmy za nim. Stanęłyśmy przed dębowymi zdobionymi drzwiami, a James wyjął z kieszeni klucz i po chwili je otworzył.
Był to pokój urządzony w surowym, oficjalnym stylu. Na środku stało biurko, a za nim znajdowało się duże okno. Pozostałe ściany zastawione były regałami i szafkami pełnymi teczek, pudeł i papierów. W kącie na komodzie stała kserokopiarka. James podszedł do niej i po chwili zaczął kserować kartki. Jess próbowała zajrzeć mu przez ramię,ale James odwrócił się, zasłonił kartki i spojrzał na nią z oburzeniem.
- Powiedziałem, że nie możesz tego zobaczyć. Może ci się coś stać. Wam wszystkim może się coś stać. -rzucił poddenerwowany.
- Eh, zajmujemy się tym od dawna i wciąż żyjemy,więc potrafimy o siebie zadbać - stwierdziła ironicznie
Jess patrząc na niego wyzywająco.
-W to nie wątpię - odparł nie spuszczając wzroku. Postanowiłam przerwać tą interesującą rozmowę zanim komuś stanie się coś złego. Kiedy Jess była zdenerwowana mogła komuś zrobić krzywdę, a martwy James niczego nam nie ułatwi.
-Jess ma racje - przerwałam mu ostrożnie - Naszym zadaniem jest chronić ludzi i dbać o ich bezpieczeństwo. Twoja siostra nie rozpłynęła się w powietrzu, tylko została porwana przez te twoje chore akta. Jak chcesz naszej pomocy to najpierw musimy wiedzieć z kim i o co walczymy - odetchnęłam głęboko kończąc moją mądrą przemowę. Znaczy mam nadzieję,że taka była. Sądząc po minach dziewczyn,które miały szeroko otwarte oczy zaimponowałam im.
-Wow Amy. To najdłuższa wypowiedź jaką kiedykolwiek usłyszałam z twoich ust - Ash była pełna podziwu.
Teatralnie się ukłoniłam.
- Dziękuję,dziękuję - dodałam do mojego przedstawienia.
Ash i Jess zachichotały, a na twarzy Jamesa pojawił się szczery uśmiech.
Dobrze, że rozluźniłam atmosferę.
- Muszę jakoś odzyskać siostrę, to moja rodzina muszę ją chronić za wszelką cenę - odpowiedział marszcząc brwi.
- Jess, James ma rację - powiedziała Ash - Gdyby chodziło o kogoś z mojej rodziny,też bym się nie wahała.
-Jeśli tak bardzo zależy im na tych papierach, to musi to być coś ważnego, proponuję zrobić dla nich kopię, a oryginał zachować - stwierdziła Jess.
- James patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ona jakby tego nie zauważyła.
- Myślę, że to dobry pomysł-powiedziałam w końcu.
-Dobra chodźcie za mną do biura.Wstałyśmy z czarnej, skórzanej kanapy i poszłyśmy za nim. Stanęłyśmy przed dębowymi zdobionymi drzwiami, a James wyjął z kieszeni klucz i po chwili je otworzył.
Był to pokój urządzony w surowym, oficjalnym stylu. Na środku stało biurko, a za nim znajdowało się duże okno. Pozostałe ściany zastawione były regałami i szafkami pełnymi teczek, pudeł i papierów. W kącie na komodzie stała kserokopiarka. James podszedł do niej i po chwili zaczął kserować kartki. Jess próbowała zajrzeć mu przez ramię,ale James odwrócił się, zasłonił kartki i spojrzał na nią z oburzeniem.
- Powiedziałem, że nie możesz tego zobaczyć. Może ci się coś stać. Wam wszystkim może się coś stać. -rzucił poddenerwowany.
- Eh, zajmujemy się tym od dawna i wciąż żyjemy,więc potrafimy o siebie zadbać - stwierdziła ironicznie
Jess patrząc na niego wyzywająco.
-W to nie wątpię - odparł nie spuszczając wzroku. Postanowiłam przerwać tą interesującą rozmowę zanim komuś stanie się coś złego. Kiedy Jess była zdenerwowana mogła komuś zrobić krzywdę, a martwy James niczego nam nie ułatwi.
-Jess ma racje - przerwałam mu ostrożnie - Naszym zadaniem jest chronić ludzi i dbać o ich bezpieczeństwo. Twoja siostra nie rozpłynęła się w powietrzu, tylko została porwana przez te twoje chore akta. Jak chcesz naszej pomocy to najpierw musimy wiedzieć z kim i o co walczymy - odetchnęłam głęboko kończąc moją mądrą przemowę. Znaczy mam nadzieję,że taka była. Sądząc po minach dziewczyn,które miały szeroko otwarte oczy zaimponowałam im.
-Wow Amy. To najdłuższa wypowiedź jaką kiedykolwiek usłyszałam z twoich ust - Ash była pełna podziwu.
Teatralnie się ukłoniłam.
- Dziękuję,dziękuję - dodałam do mojego przedstawienia.
Ash i Jess zachichotały, a na twarzy Jamesa pojawił się szczery uśmiech.
Dobrze, że rozluźniłam atmosferę.
Jessica
- To co dalej? Jakieś pomysły? - spytałam wyczekująco patrząc na Ash. Zawsze to ona obmyślała plan działania, a ja wszystkiego pilnowałam.
- Co? - spojrzała na mnie pytająco, podnosząc wzrok znad ekranu komórki.
Mogłaby tylko trochę częściej mnie słuchać.
- Pytam czy mamy jakiś plan. - powiedziałam bardzo powoli, aby na pewno wszystko zrozumiała.
- Proszę Jess, nie rób ze mnie debila.
Gdyby wzrok mógł zabijać z pewnością byłabym już martwa.
- Najpierw to musimy dokładnie ustalić gdzie są te magazyny.
Gdyby wzrok mógł zabijać z pewnością byłabym już martwa.
- Najpierw to musimy dokładnie ustalić gdzie są te magazyny.
James zadzwoń do niego.
Wyczekująco spojrzałam na chłopaka, który zaczął szukać numeru w telefonie. Po chwili porywacz Margaret odebrał. James od razu przełączył na głośnik.
- Czego?! - odezwał się tym samym głosem co ostatnio.
- O którym magazynie mówiłeś?- spytał agent Stone.
- O największym na Brooklynie. Lepiej bądź na czas inaczej nie zobaczysz więcej swojej siostruni.
Margaret
Leniwie otworzyłam oczy. Pierwsze co poczułam to smród...benzyny.
No tak ,dalej byłam w tm ciemnym, zakichanym magazynie. Rozumiem porwanie itd., ale dlaczego tu jest tak ciemno do cholery.
Ciekawe czy mój brat ma w ogóle zamiar mnie uratować.
W tym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz potem zapalono światło, przez co na chwilę oślepłam. To miejsce nie jest takie straszne. Prawdopodobnie jest to magazyn, ale niedawno opuszczony. Tak mi się wydaję. Po co stoją tutaj te pudła? Co to za napis? "ŁATWOPALNE".
Świetnie jak James mnie nie uratuje to mnie spalą. Po prostu super. To będzie efektowna śmierć, ale nie chcę umierać...
-Witaj ślicznotko. Podoba ci się tutaj? - moją uwagę przykuł obleśny, stary typ.
-Taa..Jest zajebiście - odburknęłam.
-Nie pyskuj mała, bo nie będę taki miły. Oby twój brat cię uratował, szkoda by cię było. Wiesz co mnie dziwi? Skoro twój brat jest agentem to dlaczego ty nie jesteś? - po tych słowach facet wyszedł, ale na moje szczęście światła nie zgasił.
Chwila, chwila...Czy ja dobrze usłyszałam? James jest agentem? To niemożliwe! Czemu ten stary dziad się dziwił,że ja nie jestem? Powinnam?
Od początku wiedziałam,że coś nie gra. Moja rodzina okłamywała mnie przez całe moje życie.
Z jednej strony wiele to wyjaśniało, ale z drugiej wolałabym tego nie wiedzieć, ale to nie zmienia tego dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!
W mojej głowie panował istny chaos, ale jednego byłam pewna moje życie nigdy nie będzie takie samo.