Kochani po długiej przerwie wracamy z głowami pełnymi pomysłów. Przepraszamy za tak długą i nie zapowiedzianą przerwę i mamy nadzieje że ktoś jeszcze o nas pamięta i tu zagląda.
Miłego czytania.
środa, 1 kwietnia 2015
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 4
Ashley
Wciągnęłam na siebie czarne legginsy, szarą bluzę "Nike" i czarno-różowe buty do biegania.
Biegać zaczęłam w wieku 16 lat. Już wtedy zależało mi na nienagannym wyglądzie. Szybko się w to wciągnęłam i regularnie uprawiałam sport do dzisiaj. Nie robiłam tego dla czystej przyjemności. Moja praca również tego wymagała.
Złapałam moją czerwoną MP4 i pewnym siebie krokiem weszłam do kuchni, w której zaczynało się robić coraz ciekawej.
- Dlaczego chcesz go wykastrować? - spytała zdenerwowana Amy.
- Bo pyskuje. - wyjaśniła jej Jess.
Spojrzałam na Amelie, która wyraźnie zadowolona nie była.
- Nie denerwuj się kochanie. - błagalnym wzrokiem Nate spojrzał na swoją dziewczynę.
Wyciągając butelkę wody z szafki, zachichotałam. Bawiła mnie ta cała sytuacja. Chłopak sam zaczął, a teraz błaga swoją dziewczynę o wybaczenie. To jest co najmniej żałosne.
- Idę pobiegać,a wy bawcie się dobrze. - rzuciłam do przyjaciółek i Nathana.
Puściłam im całusa i wyszłam z mieszkania.
Uwielbiałam to uczucie gdy podczas biegania czuję się wolna, a w słuchawkach słyszę moje ulubione kawałki. Niczym się nie przejmuje, nie myślę o moich problemach. To jest chwila dla mnie.
- Mógłbyś trochę uważać?! - krzyknęłam do chłopaka, który boleśnie na mnie wpadł.
Potarłam obolałe ramię.
- Patrz jak biegniesz, księżniczko. - odwrócił się do mnie.
Jego ciemne blond włosy i te niebieskie oczy wydawały mi się znajome.
Chwila, przecież nie jestem księżniczką. To chyba jakiś żart.
Jessica
- Wszystko gotowe? - spytał James spoglądając na kartki, które trzymał w ręku.
- Damy radę. - poczułam dziwną chęć pocieszenia go.
Odpowiedział smutnym uśmiechem.
- Chodźcie, jedźmy już.
Ashley dzisiaj była wyjątkowo zamyślona. Ona zawsze miała coś do powiedzenia.
Kiedy nie zareagowała na słowa Jamesa. Amy pociągnęła ją za ramię.
- Amelie to boli. - odezwała się, co nas zdziwiło.
- Ash, co ci się stało? - spytałam dziewczyny, która pocierała obolałe ramię.
- Kiedy rano biegałam, wpadł na mnie chłopak i nabił mi siniaka. Wydawało mi się, że skądś go kojarzę, ale nie mam pojęcia kto to był.
- Przeprosił cię chociaż? - spytała Amy.
- Nie, mało tego nazwał mnie księżniczką. - odpowiedziała oburzona.
- Palant. - skomentowałam.
Jak tak można? Wpaść na dziewczynę i nawet nie przeprosić. Faceci to debile. Nawet nie wiedzą jak się zachować.
Usiadłam na przednim siedzeniu czarnego BMW X5. Nie wiedząc, dlaczego siedzenie przypadło mi obok Jamesa.
Chłopak ruszył z miejsca z piskiem opon. Z każdą minutą prędkościomierz wskazywał coraz większą wartość. Uwielbiałam szybką jazdę samochodem. I wcale nie przeszkadzało mi to, że za chwilę możemy się znaleźć w rowie. Nie wie skąd to się wzięło, ale ufałam James'owi.
Po niespełna pół godzinnej jeździe znaleźliśmy się blisko naszego celu. Chłopak specjalnie zaparkował kawałek dalej.
Ruszyliśmy na miejsce. Nic nie było słychać oprócz naszych trampek, które delikatnie uderzały o asfalt.
Otoczenie wyglądało na niezwykle obskurne. Zaniedbane budynki i ciemne uliczki.
Zatrzymaliśmy się za budynkiem, aby włosy mi nie przeszkadzały spięłam je w kucyk gumką, którą miałam na ręce.
- Mamy jakiś plan? - szepnęła Ash.
- Ash i Amy idźcie od tyłu, ja spotkam się z tym gościem z tej strony. Jess osłaniaj mnie.
Wy postarajcie się znaleźć moją siostrę i ją wyciągnąć. - odpowiedział James
Średnio pasowało mi to, że musiałam z nim zostać. Jakby nie mogła być to Ashley.
Jednak nie będę się sprzeciwiać.
Amelie
- Coś czuję, że James'owi się spodobała nasza Jess. - szepnęłam do Ash.
- Prawda, też to zauważyłam. Ale łatwo mu nie będzie.
Jess nie była łatwą dziewczyną. Nigdy nie łączyło ją i jakiegokolwiek chłopaka coś więcej niż relacja czysto koleżeńska. James musi się bardzo, bardzo postarać.
- Widzisz? Tam jest dwóch ciekawe ile jest ich w środku. - Ash wskazała palcem na dwóch facetów, którzy pilnowali tylnego wejścia.
Nie mogli nas zauważyć, bo już zapadł zmrok, a świateł ulicznych niestety nie było.
Wyciągnęłam pistolet i go załadowałam.
- Która pierwsza? - spytała przyjaciółka.
- Młodsza ma pierwszeństwo.
- Z przyjemnością. Osłaniaj mnie.
Cichutko podeszła bliżej. W ręku trzymając swoją broń. Szybko oddała dwa ciche strzały i ani razu spudłowała.
Przywołała mnie ręką i po chwili do niej dołączyłam.
Bardzo ostrożnie weszłyśmy do środka. Rozejrzałyśmy się. Na szczęście nikogo nie zastałyśmy.
Otworzyłyśmy kolejne drzwi.
- Co do... - w rogu pomieszczenia ujrzałam faceta.
Szybko strzeliłam.
- Nieźle. - szepnęła do mnie Ash.
Następne pomieszczenie i prawdopodobnie ostatnie, bo było największe. Z niepokojem stwierdziłam, że coś jest nie tak. Było zbyt cicho i zbyt ciemno.
Ktoś zapalił światło. Szybko zaczęłam mrugać, by przyzwyczaić oczy.
- Rzućcie broń. - usłyszałyśmy spokojny, ale groźny głos.
Pytająco spojrzałam na Ash, która delikatnie skinęła głową.
Puściłam pistolet, który z głuchym trzaskiem wylądował na podłodze. Z tyłu poczułam mocny uścisk. Wcale mi się to nie podobało.
- Od razu lepiej, a teraz powiedźcie co tu robicie.
- Nie sądzę. Powiedz swoim kolegom, żeby nas puścili. Zaraz stanie się im krzywda tobie zresztą też.- odpyskowała.
- Kochanie nie bądź taka pyskata.
Zaraz bardzo zdenerwuje Ash i nie będzie miło, a przynajmniej dla niego.
Delikatnie wyciągnęłam nóż z rękawa ramoneski i wbiłam go w rękę facetowi za mną. Nie chciałam czekać ani chwili dłużej.
Ashley wykręciła rękę z uścisku faceta za nią. I porządnie kopnęła go w krocze.
- Jak tak chcecie się bawić to proszę bardzo. - rzucił podpaloną zapałkę na jedną z beczek.
No pięknie. Daję nam to mniej czasu, ale sobie poradzimy. Podniosłam pistolet i strzeliłam. Tylko co z tego jak się dalej pali.
- Ash, znalazłaś ją?! - krzyknęłam do dziewczyny, która zniknęła mi z pola widzenia.
- Tak, daj mi chwilę!
Niespodziewanie do pomieszczenia wpadli jacyś faceci.
Szybko poszło.
Wszyscy leżeli na ziemi powoli się wykrwawiając.
W oparach dymu zauważyłam Ashley z Margaret, która wyraźnie była wykończona.
Jakoś udało nam się wyjść na zewnątrz. Tylko tam wcale nie było spokojnie. Słychać było strzały i zaciętą walkę.
- Dziękuję. - szepnęła Margaret i prawdopodobnie zemdlała.
- Ash, idź pomóc Jess. Zajmiemy się Meg.- niespodziewanie koło nas zjawił się James.
Po chwili dziewczyna zniknęła.
Nie odeszliśmy daleko, bo koło nas pojawił się jakiś stary facet. I nic nie mówiąc strzelił. Nie wiem gdzie trafił, bo od razu nacisnęłam spust i pocisk trafił w sam środek jego klatki piersiowej.
Wszystko działo się tak szybko.
Spojrzałam na Jamesa, który uciskał ranę na ramieniu Meg. Jak przystało na agenta. James zachował spokój.
Ja się starałam. No dobra, byłam blisko paniki.
- Musimy jechać do szpitala. - w oczach Jamesa zobaczyłam coś na kształt łez.
Dziękujemy za 1000 wejść!
Jesteście kochani! ;-)
Im więcej komentujecie tym chcę się pisać więcej ;-)
Za 3 komentarze następny ;-)
poniedziałek, 26 maja 2014
Rozdział 3
Ashley
- Skoro już wszystko wiemy to może pójdziemy coś zjeść? - spytałam chowając telefon do kieszeni bordowej ramoneski.
- Nie, bo nie wiemy co jest w tych aktach. - fuknęła Jess.
- Nieważne,jestem głodna. - poprawiłam swoje brązowe włosy.
Jess spojrzała na James'a i zalotnie się do niego uśmiechnęła. Gdyby czegoś od niego nie chciała z pewnością by tak nie postąpiła. Nigdy nie uśmiechnęłaby się zalotnie do żadnego faceta.
Chłopak spojrzał na nią i przewrócił oczami.
- Pamiętajcie. Ostrzegałem was. - niechętnie podał je Jess, która bez namysły otworzyła granatową teczkę.
Spojrzałam jej przez ramię i moim oczom ukazała się lista nieznanych nam nazwisk.
- Co to jest? - spytała zaciekawiona Amy.
- Osoby, które kupiły dużą ilość prochów, a facet który je im sprzedał przetrzymuje Megg. Zależy mu, by je odzyskać. Gdyby lista wyszła na jaw. Koleś byłby już martwy. Już wszystko wiecie? - odpowiedział zniecierpliwiony James.
- Tak, to nam zdecydowanie wystarczy. - Amy posłała w jego stronę szczery uśmiech.
- Hej, naprawdę jestem głodna.
To wszystko było naprawdę niezwykle ciekawe, ale mój żołądek domagał się jedzenie.
- Dobra, dobra. James my już pójdziemy, bo Ash nie da nam spokoju. Przyjedziemy o 16. - poinformowała go Jess.
- Jasne, do zobaczenia.. - w jego głosie wyczułam smutek.
- Do jutra! - pożegnałyśmy się z nim i wyszłyśmy z jego domu na jesienne powietrze.
Z każdym dniem robiło się coraz chłodniej. Nie podobało mi się to, bo zdecydowanie wolę lato, ale zima ma też swoje uroki między innymi Boże Narodzenie, które uwielbiam.
- Jess tym razem ty prowadzisz. - podałam dziewczynie kluczyki.
Amelie
Zajęłam miejsce z tyłu, gdzie mogłam się wygodnie rozsiąść.
W końcu cała kanapa tylko dla mnie.
Lubiłam jazdę w samochodzie, ponieważ miałam wspaniałe warunki do rozmyślania nad milionami dziwnych i trudnych spraw.
W pewnym momencie mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam telefon i ją odczytałam
Przepraszam, nie mogę się z tobą dzisiaj spotkać.
Nathan
Który to już raz w tym tygodniu czwarty czy piąty? Dlaczego znowu mnie wystawił?
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Ostatnio coś się między nami psuło. Nie było tak jak kiedyś. Jakiś czas temu spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, a dzisiaj Nathan ogranicza się do jednego słodkiego sms'a.
- Amy wszystko ok? - przyjaciółka przerwała moje rozmyślania.
- Nic mi nie jest. Ok? - nie miałam ochoty na zwierzania.
- Znam cie dość długo, by wiedzieć że kłamiesz. Zresztą nie potrafisz kłamać kochana. - męczyła mnie Ash.
- Nathan znowu mnie olał. - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Daj sobie z nim spokój. Od początku ci mówiłam, że nie jest dla ciebie.
- Ash, zostaw ją. Niepotrzebnie ją dołujesz. - wtrąciła się Jess ratując mnie.
- No dobra. Nie martw się Amy spotkacie sie i wszystko sobie wyjaśnicie. - próbowała mnie pocieszać, ale dawało to marny efekt.
- Yhm. - przytaknęłam.
Jessica
Kto to do cholery jasnej dobija się nam do drzwi? I tak jeszcze tak wcześnie?!
Przetarłam moje zaspane i się przeciągnęłam.
Na zegarku widniała 11:42. No dobra, nie jest tak wcześnie, ale jest niedziela.
Doczołgałam się do drzwi i z impetem je otworzyłam. Do środka wpadł zdezorientowany Nathan.
- Hej, Jess obudziłem cię? - jakby wcale przed chwilą nie walił do drzwi.
- Nie, wcale. Wstałam tylko po to, aby powalić sobie w drzwi razem z tobą, debilu. - chłopak się zaśmiał.
- Jeszcze chwila, a wybiję ci zęby. - przywitała nas "wesoło' Ashley. Nie znosiła, kiedy ktoś ją budził.
- Wolałbym robić z tobą coś znacznie lepszego. - chłopak najwidoczniej nie wzruszył się jej reakcją.
- Spierdalaj. - odpowiedziała robiąc jednocześnie płatki z mlekiem.
- Pójdę zajrzeć do Amy. - wyniosłam się z kuchni, by nie słuchać ich głupawych tekstów.
Wchodząc do pokoju Amy ujrzałam okropny bałagan.
Czy ona kiedykolwiek tu sprząta?
- Amy, wstawaj. - dziewczyna nie zareagowała, więc postanowiła użyć czegoś konkretniejszego.
Weszłam do jej łazienki. Złapałam kubek, w którym miała pastę i szczoteczkę do zębów w międzyczasie wysypując jego zawartość. Nalałam do niego wody, a po chwili zawartość naczynia znalazła się na jej twarzy.
Dziewczyna od razu się ocknęła.
- Pojebało?! - spojrzała na mnie ze wściekłością w oczach.
- Spokojnie, Nathan do ciebie przyszedł. Musisz się szybko ogarnąć, bo w tym momencie kłóci się z Ash.
Po moich słowach, dziewczyna szybko się zerwała, a z mojego gardła wydobył się chichot.
- Ej, z czego się śmiejesz? - spytała dziwnie na mnie spoglądając.
- A tak sobie. - odparłam szybko i wybiegłam z pokoju unikając kolejnych pytań.
- Gdybyś nie był chłopakiem Amy z przyjemnością bym cię stąd wywaliła na zbity ryj. - usłyszałam pełen jadu głos Ash dobiegający z kuchni.
Przewróciłam oczami.
Nic nowego.
- Możecie się uspokoić? - Ash teatralnie machnęła włosami i ruszyła do swojego pokoju.
Oskarżycielsko spojrzałam na Nathana.
- Co? Nic nie zrobiłem.
- Dałbyś jej spokój? - chwyciłam do ręki jabłko.
- A co będę z tego miał?- puścił w moją stronę oczko.
- No nie wiem, niech pomyślę... Może pełne uzębienie?-zapytałam unosząc do góry jedną brew.
-Grozisz mi ?-zapytał robiąc krok w moja stronę.
-Stary, jeszcze jeden krok a wykastruje cię jak będziesz spał z Amy. - spojrzałam na niego spode łba.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo w progu zjawiła się Amelie.
- Dlaczego chcesz go wykastrować? - spytała zaciekawiona i groźnie spojrzała na Nathana.
Nowy rozdział za 2 komentarze ;-)
środa, 23 kwietnia 2014
Rozdział 2
Amelie
James odłożył słuchawkę. Po jego minie można było wywnioskować, że był przerażony.
Spojrzał na nas, a raczej na Jessice. Widać było,że mu się podoba, choć z miny Jess nie można było nic wywnioskować.
- Dobra, to co robimy? - zapytała Ash.
- Nie wiem o który magazyn chodzi, myślę że zadzwonię jeszcze raz i się sprecyzuje. - odezwał się James.
- Zamierzasz im to oddać? - zapytała Jess.
- Muszę jakoś odzyskać siostrę, to moja rodzina muszę ją chronić za wszelką cenę - odpowiedział marszcząc brwi.
- Jess, James ma rację - powiedziała Ash - Gdyby chodziło o kogoś z mojej rodziny,też bym się nie wahała.
-Jeśli tak bardzo zależy im na tych papierach, to musi to być coś ważnego, proponuję zrobić dla nich kopię, a oryginał zachować - stwierdziła Jess.
- James patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ona jakby tego nie zauważyła.
- Myślę, że to dobry pomysł-powiedziałam w końcu.
-Dobra chodźcie za mną do biura.Wstałyśmy z czarnej, skórzanej kanapy i poszłyśmy za nim. Stanęłyśmy przed dębowymi zdobionymi drzwiami, a James wyjął z kieszeni klucz i po chwili je otworzył.
Był to pokój urządzony w surowym, oficjalnym stylu. Na środku stało biurko, a za nim znajdowało się duże okno. Pozostałe ściany zastawione były regałami i szafkami pełnymi teczek, pudeł i papierów. W kącie na komodzie stała kserokopiarka. James podszedł do niej i po chwili zaczął kserować kartki. Jess próbowała zajrzeć mu przez ramię,ale James odwrócił się, zasłonił kartki i spojrzał na nią z oburzeniem.
- Powiedziałem, że nie możesz tego zobaczyć. Może ci się coś stać. Wam wszystkim może się coś stać. -rzucił poddenerwowany.
- Eh, zajmujemy się tym od dawna i wciąż żyjemy,więc potrafimy o siebie zadbać - stwierdziła ironicznie
Jess patrząc na niego wyzywająco.
-W to nie wątpię - odparł nie spuszczając wzroku. Postanowiłam przerwać tą interesującą rozmowę zanim komuś stanie się coś złego. Kiedy Jess była zdenerwowana mogła komuś zrobić krzywdę, a martwy James niczego nam nie ułatwi.
-Jess ma racje - przerwałam mu ostrożnie - Naszym zadaniem jest chronić ludzi i dbać o ich bezpieczeństwo. Twoja siostra nie rozpłynęła się w powietrzu, tylko została porwana przez te twoje chore akta. Jak chcesz naszej pomocy to najpierw musimy wiedzieć z kim i o co walczymy - odetchnęłam głęboko kończąc moją mądrą przemowę. Znaczy mam nadzieję,że taka była. Sądząc po minach dziewczyn,które miały szeroko otwarte oczy zaimponowałam im.
-Wow Amy. To najdłuższa wypowiedź jaką kiedykolwiek usłyszałam z twoich ust - Ash była pełna podziwu.
Teatralnie się ukłoniłam.
- Dziękuję,dziękuję - dodałam do mojego przedstawienia.
Ash i Jess zachichotały, a na twarzy Jamesa pojawił się szczery uśmiech.
Dobrze, że rozluźniłam atmosferę.
- Muszę jakoś odzyskać siostrę, to moja rodzina muszę ją chronić za wszelką cenę - odpowiedział marszcząc brwi.
- Jess, James ma rację - powiedziała Ash - Gdyby chodziło o kogoś z mojej rodziny,też bym się nie wahała.
-Jeśli tak bardzo zależy im na tych papierach, to musi to być coś ważnego, proponuję zrobić dla nich kopię, a oryginał zachować - stwierdziła Jess.
- James patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ona jakby tego nie zauważyła.
- Myślę, że to dobry pomysł-powiedziałam w końcu.
-Dobra chodźcie za mną do biura.Wstałyśmy z czarnej, skórzanej kanapy i poszłyśmy za nim. Stanęłyśmy przed dębowymi zdobionymi drzwiami, a James wyjął z kieszeni klucz i po chwili je otworzył.
Był to pokój urządzony w surowym, oficjalnym stylu. Na środku stało biurko, a za nim znajdowało się duże okno. Pozostałe ściany zastawione były regałami i szafkami pełnymi teczek, pudeł i papierów. W kącie na komodzie stała kserokopiarka. James podszedł do niej i po chwili zaczął kserować kartki. Jess próbowała zajrzeć mu przez ramię,ale James odwrócił się, zasłonił kartki i spojrzał na nią z oburzeniem.
- Powiedziałem, że nie możesz tego zobaczyć. Może ci się coś stać. Wam wszystkim może się coś stać. -rzucił poddenerwowany.
- Eh, zajmujemy się tym od dawna i wciąż żyjemy,więc potrafimy o siebie zadbać - stwierdziła ironicznie
Jess patrząc na niego wyzywająco.
-W to nie wątpię - odparł nie spuszczając wzroku. Postanowiłam przerwać tą interesującą rozmowę zanim komuś stanie się coś złego. Kiedy Jess była zdenerwowana mogła komuś zrobić krzywdę, a martwy James niczego nam nie ułatwi.
-Jess ma racje - przerwałam mu ostrożnie - Naszym zadaniem jest chronić ludzi i dbać o ich bezpieczeństwo. Twoja siostra nie rozpłynęła się w powietrzu, tylko została porwana przez te twoje chore akta. Jak chcesz naszej pomocy to najpierw musimy wiedzieć z kim i o co walczymy - odetchnęłam głęboko kończąc moją mądrą przemowę. Znaczy mam nadzieję,że taka była. Sądząc po minach dziewczyn,które miały szeroko otwarte oczy zaimponowałam im.
-Wow Amy. To najdłuższa wypowiedź jaką kiedykolwiek usłyszałam z twoich ust - Ash była pełna podziwu.
Teatralnie się ukłoniłam.
- Dziękuję,dziękuję - dodałam do mojego przedstawienia.
Ash i Jess zachichotały, a na twarzy Jamesa pojawił się szczery uśmiech.
Dobrze, że rozluźniłam atmosferę.
Jessica
- To co dalej? Jakieś pomysły? - spytałam wyczekująco patrząc na Ash. Zawsze to ona obmyślała plan działania, a ja wszystkiego pilnowałam.
- Co? - spojrzała na mnie pytająco, podnosząc wzrok znad ekranu komórki.
Mogłaby tylko trochę częściej mnie słuchać.
- Pytam czy mamy jakiś plan. - powiedziałam bardzo powoli, aby na pewno wszystko zrozumiała.
- Proszę Jess, nie rób ze mnie debila.
Gdyby wzrok mógł zabijać z pewnością byłabym już martwa.
- Najpierw to musimy dokładnie ustalić gdzie są te magazyny.
Gdyby wzrok mógł zabijać z pewnością byłabym już martwa.
- Najpierw to musimy dokładnie ustalić gdzie są te magazyny.
James zadzwoń do niego.
Wyczekująco spojrzałam na chłopaka, który zaczął szukać numeru w telefonie. Po chwili porywacz Margaret odebrał. James od razu przełączył na głośnik.
- Czego?! - odezwał się tym samym głosem co ostatnio.
- O którym magazynie mówiłeś?- spytał agent Stone.
- O największym na Brooklynie. Lepiej bądź na czas inaczej nie zobaczysz więcej swojej siostruni.
Margaret
Leniwie otworzyłam oczy. Pierwsze co poczułam to smród...benzyny.
No tak ,dalej byłam w tm ciemnym, zakichanym magazynie. Rozumiem porwanie itd., ale dlaczego tu jest tak ciemno do cholery.
Ciekawe czy mój brat ma w ogóle zamiar mnie uratować.
W tym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz potem zapalono światło, przez co na chwilę oślepłam. To miejsce nie jest takie straszne. Prawdopodobnie jest to magazyn, ale niedawno opuszczony. Tak mi się wydaję. Po co stoją tutaj te pudła? Co to za napis? "ŁATWOPALNE".
Świetnie jak James mnie nie uratuje to mnie spalą. Po prostu super. To będzie efektowna śmierć, ale nie chcę umierać...
-Witaj ślicznotko. Podoba ci się tutaj? - moją uwagę przykuł obleśny, stary typ.
-Taa..Jest zajebiście - odburknęłam.
-Nie pyskuj mała, bo nie będę taki miły. Oby twój brat cię uratował, szkoda by cię było. Wiesz co mnie dziwi? Skoro twój brat jest agentem to dlaczego ty nie jesteś? - po tych słowach facet wyszedł, ale na moje szczęście światła nie zgasił.
Chwila, chwila...Czy ja dobrze usłyszałam? James jest agentem? To niemożliwe! Czemu ten stary dziad się dziwił,że ja nie jestem? Powinnam?
Od początku wiedziałam,że coś nie gra. Moja rodzina okłamywała mnie przez całe moje życie.
Z jednej strony wiele to wyjaśniało, ale z drugiej wolałabym tego nie wiedzieć, ale to nie zmienia tego dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!
W mojej głowie panował istny chaos, ale jednego byłam pewna moje życie nigdy nie będzie takie samo.
środa, 2 kwietnia 2014
Rozdział 1
James
Nie miałem ochoty na kolejną próbę przekonywania mnie, aby moja siostra pracowała razem ze mną. Jedyne o czym marzyłem w tym momencie to łóżko. Ostatnia misja była wystarczająco trudna, abym był całkowicie wykończony.
- Czego?! -odkrzyknąłem w stronę salonu. Od niechcenia ruszyłem w tamtym kierunku.
Wszedłem do pomieszczenia ujrzałem przestronne jasne wnętrze z elementami w kolorze czerwonym.
Rozsiadłem się na kanapie. Spojrzałem w twarze rodzicom, które były .... zmartwione?
- Co jest? - spytałem ponownie tym razem poważnie .
- Margaret zaginęła, prawdopodobnie wiąże się to z tym co robisz. - na twarzach rodziców widać było skruchę.
- Już wiecie dlaczego nie chcę, aby ze mną pracowała. Zawiadomię agencje i weźmiemy kogoś kto będzie mógł ją uratować. Nie martwcie się, załatwię to. - przeczesałem włosy palcami.W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli.
Dlaczego? Po co ktoś miałby ją porwać?...
O kurwa, to te pierdolone akta. Ruszyłem na górę i wykonałem kilka telefonów. Z tego co się dowiedziałem
mają przyjechać dziewczyny, ponoć najlepsze z agencji. Zobaczymy ile w tym prawdy.
Ashley
Siedziałam przy biurku i malowałam paznokcie czerwonym lakierem Chanel, kiedy do mojego pokoju wpadła Jessica.
- Mamy kolejne zadanie! - krzyknęła rozpromieniona. Za każdym razem cieszy się na kolejne misje.
- Świetnie. - odpowiedziałam.
Chwilę później oberwałam od niej poduszką. Moje paznokcie na szczęście na tym nie ucierpiały.
- Ej, a to za co?! - zdenerwowałam się.
- A tak dla zasady - odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Niespodziewanie do pokoju wpadła Amy ubrana w piżamę. Tak spędzała soboty.
- Co mamy zrobić? - spytałam jednocześnie razem z Amy
- Stawiasz mi Cole. - rzuciłam do niej.
Obydwie się zaśmiałyśmy.
- Możecie się zamknąć. - krzyknęła zbulwersowana Jess.
- Złość piękności szkodzi - Obróciłam wszystko w żart. Dziewczyna postanowiła to zignorować.
- Zaraz jedziemy do agenta Jamesa, tylko najpierw muszę coś zjeść.
- Zdążą mi wyschnąć paznokcie.
- A ty jak zwykle o jednym.
- Chcecie pizze? -zaproponowała Amy.
- Ja zrobię, a ty się ubierz-rzuciła Jess.
- Dobra, niech ci będzie.
Po chwili w ustach czułam smak pysznej pizzy z serem, co prawda była z mikrofali, ale lepsze to niż nic. Wrzuciłam mojego białego Iphone'a do torebki. Następnie dorzuciłam klucze i portfel.
Byłam gotowa więc ruszyłam do przedpokoju, w którym podłoga była w ciemnym brązie. Ściany były białe z czerwonymi elementami. Szafa, która stała po mojej prawej miała drewniane drzwiczki z biegnącym przez środek lustrem.
- Już gotowa? - zapytała przypominająca już człowieka Amelie.
- Już dawno. Gdzie Jess? - odparłam
- Szuka kluczyków do samochodu.
Jak zwykle była najbardziej odpowiedzialna z nas wszystkich, ale jednocześnie niezwykle roztrzepana.
- Już jestem! - krzyknęła triumfalnie - Z kluczykami. - dodała
- Możemy w końcu iść? - byłam już lekko poddenerwowana.
Wyszłyśmy z naszego mieszkania. Zamknęłam drzwi i zeszłyśmy na dół. W międzyczasie rozległ się dźwięk, który zawiadamiał o nowej wiadomości.
Amy wyciągnęła Iphone'a i odczytała wiadomość po czym na jej twarzy pojawiła się szeroki uśmiech.
- Nathan napisał,że mnie kocha i za mną tęskni.
- Jak słodko-zagruchała Jess.
Przewróciłam oczami. Nie zazdrościłam jej w żadnym wypadku. Intuicja podpowiadała mi, że coś z nim nie tak. Martwiłam się o Amelie. Nigdy go nie lubiłam.
- Trzymaj - krzyknęła Jessica rzucając we mnie kluczykami, które przechwyciłam.
Najwidoczniej ja miałam prowadzić. Siadłam za kierownicą i odpaliłam silnik białej Tesli. Jessica w między czasie włączyła nawigacje. Okazało się,że to było jakieś 15 minut od naszego mieszkania. Zaparkowałyśmy pod elegancką rezydencją.
- Musimy sobie zbudować taki dom - stwierdziła Amy.
- Zdecydowanie - potwierdziłam.
- Cicho bądźcie, chodźcie - przerwała nam Jess.
Amelie popatrzyła na mnie znacząco.
- Sztywniara - szepnęła i się zaśmiałyśmy.
Jessica zapukała do drzwi. Z niecierpliwością czekałyśmy na to kto nam otworzy. Drzwi, otworzyła nam kobieta, która na pewno nie była James'em .
- Dzień dobry - przywitała się. Starała się uśmiechnąć sympatycznie, ale na jej twarzy malowało się zmartwienie.
- Dzień dobry. Szukamy James'a.
- Ach...To wy jesteście tymi agentkami.- kobieta się ucieszyła - Zaraz go zawołam.
Po chwili w drzwiach ukazała się chłopak mniej, więcej w naszym wieku.
Niezwykle przystojny, czarnowłosy z niebiesko-szarymi oczami, ale zdecydowanie nie w moim typie.
- Cześć, jestem James.- przedstawił się i podał rękę Jess.
- Jestem Jessica, to Amelie ,a to Ashley.
- Miło mi was poznać - najdłużej zatrzymał wzrok na Jess. Chociaż może mi się tylko zdawało.- Chodźcie do środka.
Naszym oczom ukazało się eleganckie wnętrze skąpane w bieli z elementami czerni.
- Siadajcie. Chcecie coś do picia. - zasiadłyśmy na kanapie. Przed nami stał szklany stół.
- Nie dzięki. Lepiej powiedz nam co się stało. - zaproponowałam
- Moja młodsza siostra Margaret, zniknęła. - mówiąc to podał nam zdjęcie ślicznej ciemnowłosej dziewczyny.
- Nie będę ukrywał, że podejrzewam porwanie. Mam coś co jest bardzo ważne nie tylko dla mnie.
- A mogłybyśmy wiedzieć co to jest? - spytała ciekawska Amy.
- Przykro mi, ale nie.To dla waszego dobra. - Spojrzał na nią tak jakby w ogóle nie powinna o to pytać.
- Podejrzewasz kto to mógł by być? Może wiesz gdzie ona jest? Skoro chodzi o okup nie kontaktowali się jeszcze z tobą? - zadawałam pytania z prędkością światła. Wszystko mogło nas przybliżyć do odnalezienia jej.
- Nie, nie... - naszą rozmowę przerwał dzwoniący telefon. James spojrzał na wyświetlacz i z wymownym pytaniem na twarzy odebrał. Od razu przełączył na głośnik. W słuchawce przemówił zmodyfikowany głos.
- Jeśli chcesz odzyskać siostrunię żywą masz przynieść to co moje jutro o godzinie 22.
- Spotkajmy się na przedmieściach w opuszczonym magazynie. Zapomniałbym - na chwilę zapadła cisza.-James, uratuj mnie - to zapewne była jego siostra, która przeraźliwie wzywała o pomoc.
wtorek, 25 marca 2014
Prolog
Margaret
Wybiegłam z domu głośno trzaskając drzwiami. Moje życie jest beznadziejne. Rodzice mnie nie kochają, a brat olewa mnie znikając na całe dnie. Matka ma ciągłe pretensje oto, że się nie uczę, a ojciec chce, żebym więcej pomagała w domu. Zapomnieli o moim bracie, który nic nie robi, ja chociaż się staram. Niekoniecznie wychodzi, bo jestem trochę...nierozgarnięta. Często o czymś zapominam, ale przynajmniej jestem w domu. Moje myśli przerwały ciężkie kroki. Odwróciłam się i ujrzałam zakapturzoną postać. Szybko spojrzałam znów przed siebie i przyśpieszyłam kroku. Nic to nie dało,więc zaczęłam biec. Moja kondycja była niezła. Na w-fie byłam jedną z lepszych. Po jakimś czasie zwolniłam myśląc, że go zgubiłam. Wtedy mnie dopadł obezwładnił i przyłożył do ust chusteczkę namoczoną jakimś cuchnącym płynem który sprawił, że robiłam się coraz bardziej senna..., aż w końcu zamknęłam oczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)